Troje” Sarah Lotz

Posted on
     Książ­ka “Tro­je” Sarah Lotz opowia­da o czterech katas­tro­fach, z których ocalało jedynie tro­je dzieci. Czy to przy­padek, że z każdego z trzech rozbitych samolotów uszło z życiem tylko jed­no dziecko? Rozpę­tu­je się burza emocji, ujaw­ni­a­ją się fanaty­cy religi­jni i oso­by intere­su­jące się tem­atyką UFO. Każdy z nich ma swo­ją teorię na tem­at katas­trof, niek­tórzy wierzą, że także z czwartego samolo­tu ura­towało się dziecko. Rozpoczy­na­ją się poszuki­wa­nia. Jed­ni uważa­ją te wydarzenia za znak od Boga, inni dopa­tru­ją się tutaj dzi­ała­nia istot pozaziem­s­kich.. Jak jest naprawdę? Czy to nadal te same dzieci, czy obcy z innej plan­e­ty? Czy są przy­jaźnie nastawione..?
     Według relacji obser­wa­torów, po ocale­niu z katas­trof dzieci zaczy­na­ją zachowywać się zupełnie inaczej niż wcześniej. Oso­by, którym udało się z nimi spotkać uważa­ją, że stały się one niebez­pieczne i zagraża­ją ludzkoś­ci. Niek­tórzy twierdzą, że jedynym rozwiązaniem jest ich zabi­cie. Jed­ną z ocalonych jest Jess. Jej opiekun czu­je stra­ch prze­by­wa­jąc z nią, zamy­ka przed nią drzwi, zaczy­na mieć omamy, widzi jej zmarłych rodz­iców. Czy to naprawdę ta sama Jess? Czy do opieku­na dziew­czyn­ki powraca choro­ba psy­chicz­na, z którą zma­gał się wcześniej? Jak wytłu­maczyć te wszys­tkie zdarzenia, zmi­any, które zachodzą w otocze­niu rodzin ocalonych dzieci?
 
“Obudz­iłem się. Poczułem zna­jomy ciężar na łóżku, ale to nie był Stephen, tylko Jess, choć prze­cież nie jest wystar­cza­ją­co cięż­ka, żeby mat­er­ac aż tak bard­zo ugiął się pod nią, prawda? 
- Lubisz swo­je sny wujku? — zapy­tała. — Ja Ci je dałam. Żebyś mógł widzieć Stephena, kiedy tylko chcesz.
- Czym jesteś?
Po raz pier­wszy zdobyłem się na odwagę żeby o to zapytać.
- Jestem Jess — odparła. — A co myślałeś? Głut­pas z Ciebie, wujku!
- Wyjdź stąd! — wrza­s­nąłem. — Wyjdź, wyjdź, wyjdź!
Wciąż jeszcze boli mnie gardło.
Roześmi­ała się i wybiegła z poko­ju. Zamknąłem drzwi na klucz.”
 
     Na tem­at książ­ki “Tro­je” Sarah Lotz było w ostat­nim cza­sie bard­zo głośno. W internecie pojaw­iały się zapowiedzi i pełne emocji opinie na tem­at opisanej his­torii.. Wielu czytel­ników zadawało sobie pytanie: “Czy wydarzenia przed­staw­ione w książce miały miejsce naprawdę?” Ja sama, czy­ta­jąc książkę, miałam wraże­nie, że katas­tro­fy w niej opisane wydarzyły się w rzeczy­wis­toś­ci, nawet szukałam w internecie infor­ma­cji na ich tem­at.. Co w takim razie spraw­iło, że his­to­ria przed­staw­iona przez Sarah Lotz wydawała się tak real­isty­cz­na? Autor­ka relacjonu­je wydarzenia z różnych punków widzenia, opisu­je przeży­cia osób zna­j­du­ją­cych się na pokładzie oraz ich rodzin i blis­kich, którzy dowiadu­ją się o zdarzeni­ach, a nawet poda­je dokładne godziny zdarzeń. Zamieszcza ona w książce frag­men­ty e‑maili i rozmów tele­fon­icznych, zapisów rozmów przez skypa:
 
“Angela Dumiso pochodzi ze wschod­niej częś­ci Kap­sz­tadu, ale w chwili katas­tro­fy lotu numer 467 linii lot­niczych Dalu Air mieszkała w Khayelit­sha z siostrą i dwulet­nią córeczką. Zgodz­iła się na roz­mowę w kwiet­niu 2012.” 
 
Brz­mi praw­dopodob­nie? Myślę, że z taką dokład­noś­cią i szczegółowoś­cią zapisów, każdy jest w stanie uwierzyć, że roz­mowa mogła mieć miejsce w rzeczy­wis­toś­ci. A oto kole­jny przykład:
 
“Szere­gowy Samuel “Sam­my” Hock­e­meier z III Kor­pusu Ekspedy­cyjnego Marines stacjonu­jącego na Oki­naw­ie zgodz­ił się na roz­mowę przez Skype’a w czer­w­cu 2012, zaraz po swoim powro­cie do Stanów Zjednoczonych.”
 
    Autor­ka zbyt częs­to “przeskaku­je” do innego wątku, trud­no się zori­en­tować o kim jest mowa w danym momen­cie, dlat­ego książ­ka wyma­ga dużej uwa­gi. Pole­cam ją osobom, które lubią czy­tać o his­to­ri­ach pełnych intryg i tajem­nic, oraz przeplata­ją­cych się wątkach. “Tro­je” to intere­su­ją­ca pozy­c­ja, jed­nak niezbyt łat­wa w obiorze. Trze­ba się skupić, żeby nie “zgu­bić się” w tych wszys­t­kich wydarzeni­ach. Autor­ka jest mis­trzynią w wywoły­wa­niu emocji i przekazy­wa­niu treś­ci w sposób  bard­zo realistyczny.